Odwiedź facebook...



środa, 5 kwietnia 2017

BLOG PRZENIESIONY

Witam drogich czytelników :) Informuję, że następne posty będą publikowane na www.tkaczykowski.pl tam właśnie się wyprowdzam :)

sobota, 17 grudnia 2016

sobota, 2 kwietnia 2016

Aktualizacja pozycji...

Witajcie! Wiem, wiem, wiem... Oczywiście od niepamiętnych czasów obiecuje sobie i wam, że powrócę do pisania bloga... Nie bardzo mi to w sumie idzie, czasami myślę sobie, że albo brakuje mi pomysłów na posty, albo zwyczajnie mam lenia... Czasami sobie w ogóle myślę co ja w tych internetach robię? Ale jest szansa... Podwójna obsada w której przyszło mi pracować nie sprzyja w prowadzeniu działalności internetowej. Na początku plan był ambitny! Wciągnąłem w to mojego zmiennika, miałem nadzieję na dobre filmy, dobre zdjęcia ale w sumie nic konkretnego z tego nie wychodzi poza tym, że wspólnie wystąpiliśmy w telewizji, zresztą nie o tym chciałem teraz pisać. Zastanawiam się nad powrotem do pisania bloga, kosztem ograniczenia oczywiście działalności na Facebooku, przede wszystkim z tego względu, że w tygodniu nie jestem sam w trasie. Ciężko mi nad jakimkolwiek projektem pracować. Facebook to droga na skróty... Wstawiam zdjęcie, dopisuję jedno zdanie, 50tyś odbiorców, 1,5tyś like'ów i dziękuję. Dość spory czas temu zmieniłem swoją działalność i większy nacisk położyłem właśnie na funpage i zdawkowe informacje, blog mi się znudził i strasznie opornie szło mi z jego rozpowszechnianiem. Zdecydowanie mniej ludzi czyta blogi niż przegląda Facebook ale te cyferki już nie robią na mnie wielkiego wrażenia...
Znudziły mi się już trochę facebookowe telegramy i naszło mnie, aby trochę oglądalności przerzucić z powrotem na blog. Wiem, że mam czytelników, dosłownie, którzy tylko czekają aż pojawi się kolejny wpis. Wiem, bo z pierwszymi czytelnikami Tkaczykowskiego znam się osobiście i do dzisiaj utrzymujemy kontakty. Mam kilka pomysłów na posty, myślę ciekawych, które zapewnią mi miło spędzony czas przed ekranem i klawiaturą mojego komputera.
Ale wiecie co? Zawsze nachodzi mnie ochota na blogowanie wtedy, kiedy moja rodzina już śpi a ja mam chwilę czasu dla siebie... Jest piątek... Ooo! Czekajcie, dlaczego ja siedzę bez browara? (...) Noo, już lepiej. O czym to ja pisałem? Ach tak...
Jest piątek, dzisiaj w końcu po tak długim czasie jazdy w podwójnej obsadzie miałem okazję karnąć się rundkę po kraju w pojedynkę! Co prawda w kółku Gdynia - Bydgoszcz - Gdynia, ale przyniosło mi to nieoczekiwaną satysfakcję :) Bardzo lubię transport krajowy, zajmowałem się tym przez ostatnie ponad 5 lat. Ale za dobrze mi w mojej obecnej firmie żebym myślał o powrocie na stare śmieci... Zresztą pracując w międzynarodowym transporcie i to jeszcze w podwójnej obsadzie moja stopa życiowa podniosła się tak, że nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze przyjdzie mi pracować na "krajówce"... Bo fajnie jest kiedy podwaja się swoją pensję, albo prawie potraja, gorzej jest zarobić o połowę mniej. To już wiecie co skłoniło mnie do jazdy w podwójnej obsadzie. Ale nie tylko zresztą... Więcej w trasie byłem na krajówce w pojedynkę niż w podwójnej na międzynarodówce, a pieniądze dwa razy mniejsze właśnie... Ale jak to mówią, ktoś to musi robić.
Kolejno... Dzisiaj odebrało się nowe auto z nową naczepą. Zmiennik ładny ciągnik sobie wywalczył :) A na tym ja korzystam bo pojeżdżę sobie fajnym sprzętem. Pewnie niedługo zobaczycie je na szlaku, kilka zdjęć jeszcze na pewno wam wrzucę. Dobra, chyba wystarczy jak na pierwszy raz po tak długim czasie. Fajnie się pisało, wam pewnie czytało, kolejne posty niebawem!

PS. Pamiętacie jak na samym początku było tylko czterech kierowców, którzy publikowali życie w trasie? Rafał, Zibi, KDTruck i Tkaczykowski? A był jeszcze Włóczykij, ale krótko hehe, to były czasy! Hioba i Kamisado nie liczę bo to stare wyjadacze :P Dobranoc!
Jupikajej mada faka!

czwartek, 12 marca 2015

Opowieści parkingowe...

Ostatnimi czasy wychodzi na to, że więcej stoję niż jeżdżę... Właściwie fajnie jest kiedy siedzisz do późnych godzin nocnych, zabunkrowany w swojej kabinie na zaszczanym parkingu, za który płacisz 25zł (nie wiadomo za co, bo parking jest płatny a niestrzeżony) i wstajesz wyspany jeszcze zanim zadzwoni budzik. Bardziej od zaszczanego i drogiego parkingu oczywiście wolę to drugie. Wczoraj jeszcze pauzowałem pod Wrocławiem, po nocnej jeździe wypadło mi pauzować w dzień. Miałem w planie sobie pospać, ale jak dowiedziałem się, że ładuję dopiero następnego dnia o 14:00 pod Poznaniem to postanowiłem delikatnie drzemać, bo co później będę robił w nocy? Czasu miałem od za... i ciut ciut, więc poczyściłem wszystkie szyby, lustra, dywany, powycierałem kurze, pozamiatałem i wyruszyłem sobie o 21:00 ustawiając wcześniej ogranicznik prędkości na 80km/h by jak najwięcej czasu spędzić w podróży.

Ciekawostka: w nowym DAFie strasznie brudzą się szyby od środka, zachodzą jakąś mgłą i trzeba je myć średnio co cztery dni...

Jadąc przeszukiwałem w pamięci możliwe parkingi do zatrzymania się na noc. Kiedy mam świadomość tego, że kiedy będę kończył będzie już po 23:00 z miejscami na parkingach może być kłopot. W takich sytuacjach zawsze wybieram sobie trzy możliwości zaparkowania przed miejscem docelowym i pierwsze podejście do parkowania robię już na pierwszym, kiedy się uda na nim zaparkować zostaję, nie szukam wrażeń na dalszych parkingach bo można wtedy zostać z ręką w nocniku. Pierwszy w planie wypadał MOP zjeżdżając z A2 na S5 w kierunku Gniezna, spróbowałem swoich sił ale niestety, jakbym nie stanął to albo nikt nie przejedzie, albo ktoś przy wyjeżdżaniu mi coś urwie... tak nabitego MOPka już dawno nie widziałem w tamtym rejonie, nie wiem czy coś tam rozdawali za darmo, ale fakt jest taki, że trzeba jechać dalej. Kilka miesięcy temu w okolicy Swarzędza ogłaszał się na CB parking. "Parking TIR, strzeżony, prysznic, BAR, internet, 25zł doba". Jeszcze nigdy tam nie byłem ale lubię takie parkingi, płacisz, ale masz full kompleks i wypoczniesz jak niemowlak. Jadę po reklamach i w końcu zawijam w bramę. I już coś mi tu nie gra, bo żeby w nią wjechać trzeba się ostro zadać, do tego wyboje aż oparcie fotela mi koszulkę z pleców ściąga. Przy szlabanie stoi kiosk, widać wysłużył się już swoje na Poznańskiej starówce. Pani portier już wpisuje mnie w kajet ale ja mam mieszane uczucia, więc wychodzę dopytać co i jak. Najpierw pytam o cenę, 25zł, pytam o prysznic, jest (choć patrząc w głąb parkingu wyobrażam sobie jak będzie wyglądał...), internet? Jest, ale nie wiem czy działa. BAR? Już nieczynny... Dobra, dam radę do jutra. A można płacić kartą? Można ale wtedy kosztuje 35zł... Że co??? Zagotowałem się... Bezapelacyjnie rogal i wyjeżdżam, Pani podniesie szlaban żebym mógł zawinąć. Dobrze, tylko niech Pan nie zawraca w miejscu tylko niech Pan objedzie "parking" dookoła. Dobra, przynajmniej zwiedzę co tu macie. Za stanie na składzie budowlanym, na wertepach, gdzie w koło pełno maszyn i chuj wiec czego jeszcze nie zapłacę tyle kasy chociaż to pieniądze służbowe...
Wiedziałem, że na ostatnim parkingu o którym wspominałem na początku posta będą miejsca. Bo przecież kierowcy niechętnie oddają 25zł za miejsce postojowe na odpoczynek. Atrakcje parkingu to KFC i kilka sklepów 500m dalej. I chyba za to bierze się takie pieniądze, choć uważam, że to zwykłe żerowanie. PORT Radomsko gdzie masz wszystko pod nosem, sklep, prysznice, internet, BAR, myjnię, hotel, prostytutki, CB Radia, akcesoria do ciężarówek dla porównania bierze 16zł i w tym masz 5zł na prysznic albo 5zł tańszy posiłek. Chyba jest różnica.Mam jeszcze dobrą godzinę pauzy, dzisiaj obiad o 12stej, bo później może być dopiero koło 18stej hehe. Tak wypada, zazwyczaj albo śniadanio-obiad albo obiado-kolacja... Mam 5 minut drogi na załądunek, ok 3 godzin na załadunek z odprawą i Gdańsk nadchodzę!

czwartek, 15 stycznia 2015

Wolne i po wolnym...

Ach... Dzisiaj czwartek... za niedługo minie dwa tygodnie jak przebywam na urlopie, na tzw. tatusiowym, które trwa dwa tygodnie. I tak fajnie mi się udało, bo w rzeczywistości jestem na urlopie trochę więcej niż planowałem bo do 18 stycznia :) Moja córka urodziła się 24 grudnia, w ten dzień też wróciłem z przedostatniej trasy w roku 2014. Praktycznie święta Bożego narodzenia spędziłem w szpitalu, to były moje pierwsze święta, których na swój sposób nie było, a były najpiękniejsze w moim życiu. Zaraz po świętach wyjeżdżałem na swój ostatni kurs 2014, jeszcze w starym roku przejechałem Polskę z jednego końca na drugi, byłem w Jeleniej Górze, tamte strony są piękne, przez cały rok.
Przez niemalże całe swoje życie kierowcy zastanawiałem się jak moje wyjazdy będzie znosiła moja żona, później moje dzieci, w końcu czy ja dam sobie radę psychicznie zostawiając rodzinę i przebywając setki kilometrów od domu... Kiedyś w domu zostawała moja żona, w rezultacie po kilku latach nauczyliśmy się rozstawać na całe tygodnie... a teraz muszę się tego uczyć na nowo, pod kątem dziecka...  Rozmawiałem na ten temat z kierowcami, bardziej doświadczonymi, od których można dowiedzieć się bardzo dużo ciekawych rzeczy, to są goście z bagażem doświadczeń. Prawie jednogłośnie twierdzili, że początki są ciężkie, bardzo ciężko jest wyjechać, potem już jakoś idzie a w miarę upływu czasu można się do tego przyzwyczaić, a nawet trzeba.
Teraz trochę się tym martwię... mam świadomość, że stoję na samym początku długiej i krętej drogi... Zaczynam od momentu kiedy trzeba wyjechać. Wiem, że nie będzie łatwo, już kiedy po Świętach wyjeżdżałem na dosłownie dwa dni zostawiając w domu najbliższych czułem się jakby tylko moje ciało pojechało w drogę a ja sam zostałem w domu. Dziwne uczucie, wyjeżdżasz na chwilę a czujesz jakbyś coś w życiu stracił. Trasa nie cieszyła mnie już jak dawniej, myślami byłem zupełnie w innym miejscu, a jednak nie można sobie pozwolić na rozkojarzenie, zbyt odpowiedzialna to praca.
Znowu będę musiał bić się sam ze sobą. Nie możesz doczekać się wyjazdu, jednocześnie tego nie chcesz, chciałbyś zostać w domu ale ciągnie Cię do kabiny. Chcesz skupić się na pracy, nie możesz bo myślami jesteś gdzie indziej... W tej pracy często towarzyszy mi takie głupie uczucie.

Tak wyglądało to kilka lat temu :P
Z trasy wróciłem 30 grudnia, wybierając się na ponad dwa tygodnie urlopu musiałem się solidnie wypakować z ciężarówki. Nie cierpię tego robić! Najgorsze zajęcie w tym zawodzie zaraz po wymianie koła! Do tego cały czas zastanawiałem się czy będę miał do czego wracać. Ot takie głupie przyzwyczajenie z poprzednich firm, w których aby wykorzystać dwu tygodniowy urlop trzeba było zwolnić się z pracy, bo auto nie może tyle stać a nikt nie przyjdzie pracować na moje miejsce na chwilę, tylko będzie chciał zostać na dłużej. Tym bardziej mnie to męczyło bo w firmie, w której pracuję już przeszło rok zabrakło skoczków... Ostatnio znacznie powiększył się nam tabor i wszyscy zostali obsadzeni na stałe. Całe szczęście szybko moje obawy zostały rozwiane. Na moje miejsce, na czas mojego urlopu, już w dzień mojego przyjazdu zatrudniono kierowcę, który zastąpi mnie przez ten okres. Jak widać można spokojnie z organizować urlop kierowcy, trzeba tylko chcieć. I moje wypakowywanie też zbiegło się do wrzucenia gratów w schowki pod łóżko. Kiedyś kiedy chciałem iść na urlop wypakowywałem się całkowicie, (rozwiązanie umowy) zajmowało to dwie godziny i cały bagażnik w kombiaku. Teraz to pół godzinki roboty, a w kombiaku garstka najbardziej osobistych rzeczy :) Tak można pracować :)

Za kilka dni znowu wrzucę kilka gratów do bagażnika, pojadę na bazę gdzie wsiądę do swojego DAFa, urządzę się na nowo i wyruszę w drogę, o której nie wie nikt. Tylko czy wytrzymam w niej bez najbliższych mi osób? Czas pokaże...

Nie mogę się już doczekać tak samo jak nie chcę wyjeżdżać!