Odwiedź facebook...



wtorek, 22 października 2013

Plan na życie...

80% swojego życia kierowca zawodowy spędza w pracy, w drodze, w ciężarówce, na parkingu, w obcych firmach, z obcymi ludźmi. Nie jest to trudne kiedy praca przeradza się w pasję i staje się codziennością, wpadamy w rytm, w którym potrafimy trwać na prawdę długo. Kiedy zawód kierowcy staje się pasją pojawia się niebezpieczeństwo. Praca bierze górę nad bliskimi, nad rodziną, nad wszystkim tym co jest dla nas najważniejsze zanim dopniemy zamek torby zapakowanej na długie tygodnie wędrówki po świecie. W naszym środowisku furorę robi stwierdzenie: "najgorzej jest wyjechać, później już jakoś leci", coś w tym jest. Na wadze po jednej stronie pasja na całe życie, po drugiej życie, dom, rodzina, przyjaciele. Odważnikiem jest szef, dla którego nie jesteś głową rodziny tylko kierownikiem pociągu, który za chwilę odjeżdża, więc swój ciężar kładzie na pracę. To on pomaga nam w podjęciu decyzji mówiąc krótko i na temat słowami: "masz załadunek". Nawet kiedy jesteś w domu i zadzwoni telefon służbowy, nie ważne w jakiej sprawie, zanim wyciągniesz go z kieszeni masz przed oczami: "masz załadunek"... To dziwne, ale w jednej chwili czujesz radość i smutek... Dyspozycyjność... to słowo które znienawidziłem na przestrzeni kilku lat. Zapinasz torbę wychodzisz, słyszysz: "ale zaraz, a obiad"...? Nic, zjem hot doga na stacji bo jeszcze muszę się zatankować. Kochanie no wiesz jak jest, muszę lecieć bo tam już na mnie czekają, wychodzisz choć wiesz, że i tak będziesz kwitł na załadunku bo dziwne, ale nikt na Ciebie tam nie czeka. Rzucasz wszystko na rzecz pasji, choć za chwilę rzuciłbyś pasję na rzecz wszystkiego. Nawet ciężko jest to ubrać w słowa by przekazać czytelnikowi to co czuje kierowca dokonując co tydzień, co dwa, co miesiąc jednego z najtrudniejszych wyborów swojego życia. Zastanawiam się jak długo można tak pociągnąć? Kiedy, nie będzie już do czego wracać? 
Ponieważ jestem jeszcze młody, życie nakazuje dalej realizować plan. Dochodzę do punktu małżeństwo. Poszczególne podpunkty w drodze do małżeństwa można realizować w przerwie między trasami. Ale samego punktu kulminacyjnego nie załatwisz w przerwie między trasami. Niemożliwością jest urlop miesięczny, wygenerujesz za duże straty firmie. Trzeba zatrudnić kogoś na Twoje zastępstwo a raczej nikt nie przyjdzie pracować na miesiąc za Ciebie tylko będzie chciał być "normalnie" zatrudniony. Więc albo się zwolnisz i będziesz wesołym, żonatym bezrobotnym albo weźmiesz ślub w przerwie między trasami a w podróż poślubną weźmiesz żonę i pojedziecie sobie w trasę. To nie są tylko wybory, wybory, wybory... To są najtrudniejsze wybory, najtrudniejsze wybory, najtrudniejsze wybory. Dlatego mówię sobie dość po raz chyba już nie wiem który z rzędu. Wolę być bezrobotny niż przejeździć jeden z bardzo ważnych okresów w życiu! I cóż mija miesiąc od kiedy nie pracuję. Nie chodzi o to, że pracy nie ma, bo praca jest. Ale znów trzeba dokonać najtrudniejszego wyboru...