Odwiedź facebook...



czwartek, 15 stycznia 2015

Wolne i po wolnym...

Ach... Dzisiaj czwartek... za niedługo minie dwa tygodnie jak przebywam na urlopie, na tzw. tatusiowym, które trwa dwa tygodnie. I tak fajnie mi się udało, bo w rzeczywistości jestem na urlopie trochę więcej niż planowałem bo do 18 stycznia :) Moja córka urodziła się 24 grudnia, w ten dzień też wróciłem z przedostatniej trasy w roku 2014. Praktycznie święta Bożego narodzenia spędziłem w szpitalu, to były moje pierwsze święta, których na swój sposób nie było, a były najpiękniejsze w moim życiu. Zaraz po świętach wyjeżdżałem na swój ostatni kurs 2014, jeszcze w starym roku przejechałem Polskę z jednego końca na drugi, byłem w Jeleniej Górze, tamte strony są piękne, przez cały rok.
Przez niemalże całe swoje życie kierowcy zastanawiałem się jak moje wyjazdy będzie znosiła moja żona, później moje dzieci, w końcu czy ja dam sobie radę psychicznie zostawiając rodzinę i przebywając setki kilometrów od domu... Kiedyś w domu zostawała moja żona, w rezultacie po kilku latach nauczyliśmy się rozstawać na całe tygodnie... a teraz muszę się tego uczyć na nowo, pod kątem dziecka...  Rozmawiałem na ten temat z kierowcami, bardziej doświadczonymi, od których można dowiedzieć się bardzo dużo ciekawych rzeczy, to są goście z bagażem doświadczeń. Prawie jednogłośnie twierdzili, że początki są ciężkie, bardzo ciężko jest wyjechać, potem już jakoś idzie a w miarę upływu czasu można się do tego przyzwyczaić, a nawet trzeba.
Teraz trochę się tym martwię... mam świadomość, że stoję na samym początku długiej i krętej drogi... Zaczynam od momentu kiedy trzeba wyjechać. Wiem, że nie będzie łatwo, już kiedy po Świętach wyjeżdżałem na dosłownie dwa dni zostawiając w domu najbliższych czułem się jakby tylko moje ciało pojechało w drogę a ja sam zostałem w domu. Dziwne uczucie, wyjeżdżasz na chwilę a czujesz jakbyś coś w życiu stracił. Trasa nie cieszyła mnie już jak dawniej, myślami byłem zupełnie w innym miejscu, a jednak nie można sobie pozwolić na rozkojarzenie, zbyt odpowiedzialna to praca.
Znowu będę musiał bić się sam ze sobą. Nie możesz doczekać się wyjazdu, jednocześnie tego nie chcesz, chciałbyś zostać w domu ale ciągnie Cię do kabiny. Chcesz skupić się na pracy, nie możesz bo myślami jesteś gdzie indziej... W tej pracy często towarzyszy mi takie głupie uczucie.

Tak wyglądało to kilka lat temu :P
Z trasy wróciłem 30 grudnia, wybierając się na ponad dwa tygodnie urlopu musiałem się solidnie wypakować z ciężarówki. Nie cierpię tego robić! Najgorsze zajęcie w tym zawodzie zaraz po wymianie koła! Do tego cały czas zastanawiałem się czy będę miał do czego wracać. Ot takie głupie przyzwyczajenie z poprzednich firm, w których aby wykorzystać dwu tygodniowy urlop trzeba było zwolnić się z pracy, bo auto nie może tyle stać a nikt nie przyjdzie pracować na moje miejsce na chwilę, tylko będzie chciał zostać na dłużej. Tym bardziej mnie to męczyło bo w firmie, w której pracuję już przeszło rok zabrakło skoczków... Ostatnio znacznie powiększył się nam tabor i wszyscy zostali obsadzeni na stałe. Całe szczęście szybko moje obawy zostały rozwiane. Na moje miejsce, na czas mojego urlopu, już w dzień mojego przyjazdu zatrudniono kierowcę, który zastąpi mnie przez ten okres. Jak widać można spokojnie z organizować urlop kierowcy, trzeba tylko chcieć. I moje wypakowywanie też zbiegło się do wrzucenia gratów w schowki pod łóżko. Kiedyś kiedy chciałem iść na urlop wypakowywałem się całkowicie, (rozwiązanie umowy) zajmowało to dwie godziny i cały bagażnik w kombiaku. Teraz to pół godzinki roboty, a w kombiaku garstka najbardziej osobistych rzeczy :) Tak można pracować :)

Za kilka dni znowu wrzucę kilka gratów do bagażnika, pojadę na bazę gdzie wsiądę do swojego DAFa, urządzę się na nowo i wyruszę w drogę, o której nie wie nikt. Tylko czy wytrzymam w niej bez najbliższych mi osób? Czas pokaże...

Nie mogę się już doczekać tak samo jak nie chcę wyjeżdżać!